Moje przejście na ZDROWE ODŻYWIANIE- niesamowita historia!

Tak sobie żyję codziennością i obserwuję też swoje nawyki- między innymi żywieniowe, bo to na nich się dzisiaj skupię. Chcę się podzielić z Wami spostrzeżeniami i przemianą, a właściwie to grubą ewolucją w tym temacie. Na przestrzeni kilku lat kompletnie zmieniło się moje podejście do jedzenia i widzę, że dalej ono ewoluuje w danym kierunku. 


Dawniej Tadek Niejadek

Jako dzieciak miałem spory problem jeśli chodzi o jedzenie. To znaczy byłem baaardzo wybredny i może nic w tym dziwnego, przecież większość dzieci ma podobnie. Myślę jednak, że w moim przypadku było to na wybitnym poziomie nawet do wieku kilkunastu lat. I serio, do pewnego wieku miałem strach przed byciem zmuszonym do jakiegokolwiek innego jedzenia. Nie chciałem słyszeć o szkolnych wycieczkach, czego powodem była oczywiście wizja stołówki z jakimś "zdrowym jedzeniem". Być może nie pamiętam dokładnie wszystkiego co jadłem, ale dużo szczegółów zapadło mi w pamięć. Pomocne były też późniejsze przypomnienia rodziców, jaki to kiedyś byłem "Tadek Niejadek".

Wyglądało to mniej więcej tak: najwięcej szamałem chleba z serem. Przez długi czas praktycznie nic innego nie chciałem widzieć na chlebie. Na samą myśl o warzywach coś mi się działo i dopiero za jakiś czas dojrzałem do pomidora. Z owoców to chyba tylko winogrono obrane ze skórki (tak) i poziomki. Jeden rodzaj "mlekołaków", makaron jedynie z cukrem, ziemniaczki, pomidorówka. Z mięsa były to parówki ale bez "dupek", tych końcowek i drobiowy schabowy. No i oczywiście słodycze, chipsy. Do szkoły brałem drożdżówkę i to chyba wszystko. Miód mi śmierdział, owoce za kwaśne, a warzyw nie postrzegałem jako jedzenia.



Etap unormowania

Jak to zazwyczaj bywa, kiedyś się wyrasta z takich dziecięcych fanaberii, przynajmniej częściowo. Chociaż na to też nie ma reguły bo mam wrażenie, że brat przechodził tą zmianę zupełnie w drugą stronę. No ale zacząłem jeść więcej rzeczy, bardziej normalnie, jednocześnie dalej mając jakieś swoje "fuj, nawet nie spróbuję ". Na pierwsze zainteresowanie się tematem odżywiana wpłynęła coraz bliższa relacja ze sportem jakim było kolarstwo, lecz w dalszym ciągu nie można było powiedzieć, że jem zdrowo. Pojawiało się sporo węglowodanów, a po intensywnych jazdach jadłem nie mało słodkości bez wyrzutów sumienia, no bo przecież byłem szczupły, a kalorie trzeba uzupełnić.



Etap wielkich zmian

Największa metamorfoza podziała się w okresie studiów. To dopiero wtedy posmakowałem pełnej samodzielności i odpowiedzialności za siebie. Początkowo sprawa wyglądała mniej więcej tak, że w sklepie wybierałem to co najtańsze i co można najszybciej przyrządzić. Wiadomo, lepiej było wydać pieniądze na jakiś alkohol. Stereotyp typowego studenta sprawdzał się w stu procentach. Dopiero na drugim roku coś się zaczęło zmieniać w tej kwestii i coraz częściej w moim zakupowym koszyku, obok piwa lądowały jakieś warzywka i owoce. Zacząłem również coraz bardziej eksperymentować w kuchni, a jak mi się zachciało to godzinami potrafiłem stać przy garach. Zajawiłem się na tworzenie dobrego jedzonka, choć nie rzadko pojawiało się jeszcze szybkie, śmieciowe jedzenie typu zupka chińska.

Pamiętam dokładnie jedną z podróży pod namioty wraz z dobrym przyjacielem. Od jakiegoś czasu bardziej zagłębiał się on w tematy rozwojowe i zdrowego odżywiania, a mi zapadła w pamięci szczególnie jedna sytuacja. Chodzi o zakupy. Wiadomo, mieliśmy warunki polowe, więc też mniejsze pole do popisu. Ale oprócz piwka, owocków i kiełbasy na ognicho, kumpel kupił też paprykę. A gdy nadszedł czas na posiłek, po umyciu zjadł ją na surowo. Po prostu. Wtedy po raz pierwszy spróbowałem jak smakuje surowa, soczysta papryka i uświadomiłem sobie, że całkiem sporo innych warzyw można jeść na surowo. Niesamowite, że coś tak prostego może zmienić światopogląd. Po prostu poczułem, że to jest dobre- i smakowo i zdrowotnie. 

Powoli i stopniowo, po tym i wielu innych zdarzeniach zaczynałem coraz bardziej obierać kierunek zdrowie. Będąc coraz bardziej uważny otwierałem się na nowe możliwości. Pomidory jedzone jak jabłko, soki warzywne, orzechy, bakalie, wszelaka zielenina- czyli wszystko to, co wcześniej uważałem za szczyt zdrowej diety stało się dla mnie normą. Wystarczyła zmiana podejścia i przewartościowanie tej kwestii, by niejadalne stało się smaczne. Przestałem słodzić herbatę i kawę. Kiedyś byłoby to nie do przełknięcia, a dziś słodzenie to zabijanie smaku. Pomimo tego ciągle widziałem jakąś możliwość poprawy. Priorytetem jednak było nie marnowanie jedzenia, więc w domu śmiałem się, że jestem jak śmietnik na resztki, nie rzadko dojadając po domownikach.

Nadszedł czas, gdy zaczęło mnie odpychać od mięsa, aż postanowiłem całkowicie z niego zrezygnować. To był dla mnie krok milowy otwierający zupełnie nowy poziom życia i postrzeganie świata. Mam wrażenie, że dopiero wraz z tą decyzją, otworzyłem oczy na całe pozostałe jedzenie na sklepowych półkach oraz na wiele innych spraw. Po niedługim czasie niejedzenia mięsa przestałem postrzegać je jako jedzenie, wręcz zaczęło mnie odrzucać od tych niegdysiejszych przysmaków. Dalej było dużo eksperymentowania, znaczne ograniczenie alkoholu, odkrywanie nowych smaków, nieoczywiste połączenia. Długo miałem słabość do zbyt dużej ilości składników i masy przypraw, przez co większość moich dań nie było zbyt pozytywnie odbieranych przez bliskich. W sumie dopiero teraz uczę się doceniać prostotę. Powoli coraz bardziej zaczęło mnie ciągnąć w kierunku weganizmu, chociaż nie takiego całkowitego, fanatycznego. I jakoś tak wyszło, że przestałem pić mleko, jogurtów praktycznie też nie ma, czasem tylko skuszę się na ser i eko jajka. 



Zmiana smaków 

Obok tego zdrowego jedzonka wielokrotnie miałem napady na coś słodkiego, nierzadkie również były słone przekąski. Często bywałem rozdarty między zachciankami, a czystym sumieniem. Jakoś pół roku temu podjąłem miesięczne wyzwanie zero cukru. Spełniłem założenie, zyskałem większą świadomość jak działa mechanizm słodkiej zachcianki i czym można zastąpić szkodliwe słodycze. Rzecz jasna, później wróciłem do jedzenia ciastek, ale podchodziłem do tego już trochę inaczej. Teraz, gdy jestem niezależny od domowej szuflady z zapasem słodyczy, widzę bardziej klarownie w jaki sposób ciągnie mnie słodkiego. Jest to zwykłe przyzwyczajenie uwarunkowane szybką przyjemnością, tak samo jak wszystkie inne nawyki. Albo skorzystanie z okoliczności i nie odmówienie komuś częstującemu, nawet pomimo tego, że zbytnio nie ma się ochoty tego zjeść. 

I czasem pozwolę sobie na coś takiego niezdrowego, obserwując jakie odczucia się we mnie pojawiają. Teraz bez zbędnego oceniania i wyrzutów sumienia. Smak takich przetworzonych produktów w większości jest niezaprzeczalnie dobry. Ale pojawia się ale. To jest to coś, co mówi że to nie jest najlepsze biorąc pod uwagę zdrowie i inne powiązane czynniki. A przecież takimi owocami i warzywkami też potrafię się zachwycać i to coraz bardziej. Może są mniej intensywne w smaku, ale bardziej "czyste", czuć w nich dobro i życie, a tego nie ma w przetworzonej żywności. Takie wyczulenie pojawia się z czasem i wymaga pewnej dojrzałość smakowej, świadomości tego co się je i dlaczego. 

Kierując się zdrowiem i próbując nowe rzeczy, smaki się zmieniają, aż w końcu traci się ochotę na tą przetworzoną chemię. Przestaje to smakować jak dawniej i powoli samo odpada z listy zakupów. Jeśli jest się przekonanym, że wartości którymi się kieruje w decyzjach żywieniowych są właściwe, to nie ma mowy o katowaniu się czy bolesnych wyrzeczeniach. Nawet bardzo gorzkie albo kwaśne smaki mogą być odbierane jako dobre, gdy priorytetem jest działanie. Dla przykładu, tylko w drugą stronę, to wódka. No raczej nie można powiedzieć, że jest smaczna, twarz potrafi wykrzywić, a wielu uważa ją za coś dobrego. Przez działanie właśnie, efekt jaki powoduje, tylko w porównaniu ze zdrowym jedzeniem jest on natychmiastowy i bardzo wyraźny. Nie każdy jednak ma świadomość, jak bardzo może poprawić się jakość życia po chociażby kilku miesiącach zdrowszego jedzenia. Dlatego często są wybierane takie znieczulacze, jak i intensywne smaki fast foodów.

Czyli tylko ważne jest, by:
  • wiedzieć w jakim kierunku się idzie-  albo poprawa zdrowia, albo poprzez znane i łatwe nawyki do niepotrzebnych chorób.
  • wziąć pod uwagę, że prawdopodobnie będzie to długotrwały proces i pojawią się jakieś zboczenia z obranej trasy, ale one również są ważne by iść dalej.
  • być w zgodzie z samym sobą, obserwować, uczyć się, próbować i nie ubolewać nad "błędami" żywieniowymi

Zdrowe jedzenie, odżywianie, warzywa i owoce
Jedne z typowych zakupów. Do pełni zdrowia jeszcze trochę brakuje, ale tak jest póki co. Widać też weekendowe piwko i panierowane orzeszki jako mniej zdrowa przekąska.





Co dalej?

W taki sposób zaczęło odchodzić ode mnie wiele śmieciowego jedzenia, którego w sklepie po prostu "nie widzę". Nie patrzę na nie nawet i się nie zastanawiam, bo nie postrzegam tego jako jedzenia dla mnie. Szczerze, jestem mega zadowolony, ze wyrobiłem sobie takie nawyki, jest to dla mnie naturalne i czerpię mega przyjemność nawet z jedzenia typowej zieleniny. Coraz bardziej czuję surowe jedzenie, które towarzyszy mi codziennie. Na razie jednak nie zamierzam przechodzić na wyłącznie surowe odżywianie, jeszcze tak bardzo tego nie czuję, ale myślę, że wszystko zmierza w tym podobnym kierunku, więc niczego nie wykluczam. Na ten moment mam zamiar przybrać nieco masy mięśniowej, bo dało się słyszeć, że jestem suchoklates, a babcia powtarzała żem chudzielec. Chociaż nigdy nie miałem niedowagi i nie uważałem, że jestem za chudy, to jednak takie uwagi działają na podświadomość no i w sumie dobrze jest dobrze wyglądać. Ktoś myśli, że jedząc trawę nie można wyrobić mięśni? Da się!


I na koniec pamiętajcie jak wielkie znaczenie ma to, czym się karmimy. Jesteśmy tym co jemy i to od nas zależy czy wybierzemy roślinny pokarm pełen życia i witalności, czy będziemy pakować w siebie przetworzoną chemię, tym samym wyniszczając organizm i wspierając masową produkcję tych trucizn. Codzienne wybory żywieniowe każdego człowieka wpływają na jego ciało, psychikę, ogólny przemysł i na naszą planetę. 
Czasem warto zastanowić się dlaczego nie wybieram zdrowia i lepszego życia. No właśnie, dlaczego by nie? Choroby, otyłość, wyniszczanie, wstyd pokazując swoje ciało- to wszystko chyba nie brzmi dobrze. Przecież to jest niepotrzebne. Teraz może jest okej, ale organizm zacznie się sypać po jakimś czasie. 

Więc... wybór należy do Ciebie!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Główny Szlak Beskidzki na dziko- przygotowania, relacja, porady

Czym jest świadomość i dlaczego warto ją poszerzać? UWAGA! -Prawda tylko dla Kozaków!

Wpływ otoczenia na człowieka

Kamper z VW T4! - kupno, izolacja i zabudowa

Dlaczego rzuciłem studia? I to na 3 roku!

Po co medytować i jak robić to dobrze?

Freeganizm- czyli co kryją marketowe śmietniki?