Główny Szlak Beskidzki na dziko- przygotowania, relacja, porady
Przejście tego szlaku chodziło mi po głowie od dłuższego czasu. Znaczy się może od jakiegoś roku. Dowiedziałem się, że jest to najdłuższy szlak górski w Polsce, o długości około 500 km i przewyższeniu ponad 22 km, a więc wcale nie tak mało. A że dobrze czuję się w wędrówce, kocham góry i lubię podejmować wyzwania, postanowiłem go sobie przejść od kropki do kropki. Z Ustronia w beskidzie Śląskim do Wołosatego w Bieszczadach. I żeby nie było za łatwo, nawigując się jedynie tradycyjną mapą i kompasem, bez pomocy telefonu. Oczywiście z noclegami na dziko. Jak już coś robić, to z przytupem. Konkretnie. Jest wyzwanie, jest zabawa. Ot cały ja 😁
Zajęło mi to 13 dni, dzienne dystanse wachały się w przedziale od 30 do prawie 50 km.
Jak się przygotować do przejścia GSB?
Przed taką próbą sił wypada odpowiednio wcześniej zadbać o jako taką kondycję, podejmować aktywności fizyczne skupiając się na nogach. Z tym nie miałem większych trudności, gdyż jestem przyzwyczajony do szwendania się w terenie, do tego raz na jakiś czas biegałem i ogólnie stawiałem na zdrowie. Wiadomo jednak, że dzienne pokonywanie tylu kilometrów na nogach przez jakieś 2-3 tygodnie będzie wyglądało zgoła inaczej.
Czytałem też trochę relacji innych, żeby wiedzieć czego mogę się spodziewać. Nastawiłem się, że zrobię to w te wakacje. A przynajmniej spróbuję.
Co ze sobą wziąłem?
Przy pakowaniu postawiłem na całkowity minimalizm. Naczytałem się wcześniej o ludziach, którzy wzięli zbyt dużo rzeczy, które okazały się zbędne. Sam z doświadczenia wiem, jak to jest pakować coś "bo może się przyda", a później nie dawać rady na plecy, obładowany jak wielbłąd w karawanie. Na takim dystansie waga plecaka jest kluczowa. Mój ekwipunek prezentował się następująco:
- Bluza polarowa
- Spodenki+nogawki
- Koszulka
- 2 dodatkowe pary dobrych skarpetek i 1 gacie
- Lekka kurtka przeciwdeszczowa i pokrowiec na plecak
- Latarka czołowa
- Hamak, śpiwór
- filtr do wody
- Tabletki musujące z witaminami
- Powerbank i ładowarka
- Przewodnik GSB z mapami
- Zeszyt i długopis na notatki
- Nóż
- Szczoteczka, pasta, szare mydło, krem z filtrem i zwykły, maść chłodząca do katowanych nóżek
- Srajtaśma
- Szybkoschnący ręczniczek
- Bandaż i plastry
- Kilka pierdół w razie W: zapalniczka, igła, nitka, agrafka, gaz pieprzowy, reklamówki, taśma izolacyjna
Cały plecak ważył niecałe 7 kg, ale trzeba pamiętać, że dochodziło do tego jeszcze jakieś żarełko i woda. Początkowo byłem ubrany na krótko, niskie buty trekkingowe, bransoletka z kompasem, chusta na szyję, żeby legalnie wejść do sklepów i ulubiona czapeczka. Plus obowiązkowo kijki- bez nich było by co najmniej dużo trudniej i dłużej.
Zaczynamy zabawę!
Nadszedł ten czas, gdy miałem wolne, plecak przygotowany, prognozy pogody nawet ok, i byłem z rodziną w górach w pobliżu początku szlaku.
No i cóż, w południe 07.07 znalazłem się przy początkowej czerwonej kropce w Ustroniu i wyruszyłem żwawym krokiem oraz z pozytywnym nastawieniem na Równicę.
![]() |
Co ciekawego mnie spotkało?
Oprócz mozolnego, samotnego marszu, trochę się działo. Cały czas zmieniało się otoczenie, tereny były bardzo urokliwe- góry, pola, łąki, lasy, rzeki, miasteczka, bazy namiotowe. Im dalej na wschód, tym bardziej dziko, piękne i klimatyczne wioski, cerkwie, pozostałości po starych cmentarzach i zabudowaniach, oraz masa innych ciekawych miejsc.
Nie raz szło się w deszczu, mgle, czy pełnym słońcu, przedzierając się przez chaszcze, brnąc w błocie i pokonując strumienie w bród.
Jednym z piękniejszych widoków z pewnością był wschód słońca obserwowany ze szczytu Babiej Góry. Opłaciło się wstać po 3 nad ranem, żeby zobaczyć takie cudo. Tylko wiatr chciał łeb urwać i nie spodziewałem się, że tyle innych osób wpadnie na ten sam pomysł.
Dobrym pomysłem było napisanie tradycyjnego listu do rodziców. Był to mój pierwszy własnoręcznie napisany list, więc i nowe doświadczenie i rodzinka się ucieszyła z takiej niespodzianki. Zapisałem kilka kartek i nawet spoko to wyszło.
Na mniej turystycznych odcinkach czerwonego szlaku nie często zdarzało się kogoś spotkać, ale jeśli już, to byli to obładowani turyści, najczęściej przemierzający tą samą całą trasę- w przeciwnym kierunku. Z niektórymi osobami zamieniłem kilka zdań, a najbardziej sympatyczna wydała się para w starszym wieku, która również dobrze sobie radziła w tej długodystansowej podróży. Ach, pomogłem także jednemu facetowi dostać się do samochodu przez szybę, po tym, jak zatrzasnął kluczyki w środku.
Było sporo innych, drobnych i ciekawych sytuacji, ale nie będę wszystkiego wypisywał.
Po dotarciu do końca szlaku poczułem wolność. No i wielką satysfakcję, w końcu osiągnąłem cel przechodząc kawał drogi. Jeden dzień odpoczynku w Bieszczadach, pizza, lekcja jazdy konno, i można było ruszać autostopem na Solinę, zobaczyć słynną zaporę. Następnie kierunek Kraków i ostatecznie domek.
O noclegach słów kilka
Bez większych problemów można było zaplanować przejście tak, by codziennie zatrzymywać się na noc w schroniskach lub pokojach gościnnych, których było dość dużo przy samym szlaku.
Ja przez całą trasę kimałem na dziko, a na jeden cywilizowany nocleg i ciepły prysznic pozwoliłem sobie już na mecie, w Wołosatym.
Zdecydowałem się na sam hamak z moskitierą, bez tarpa z racji wagi, co było okej jeśli nie padało. W przeciwnym razie trzeba było szukać jakiegoś zadaszenia. Na mapach w przewodniku były zaznaczone wiaty, a oprócz nich gdzieniegdzie można było znaleźć chociażby opuszczoną bacówke. Albo most hahah.
Warunki w których kimałem były bardzo różne. Od ciepłych nocy z widokiem na zachodzące słońce i gwiazdy, przez spanie na ławkach przy ognisku pod specjalną wiatą, opuszczone stodoły, dziwne, niepokojące odgłosy zwierząt w lesie, aż po zimne, wilgotne, prawie nieprzespane nocki i wcześniej wspomniane kimanie pod mostem.
A. Częstym motywem snów były biało-czerwone oznakowania tego szlaku, które widziałem praktycznie wszędzie hahah 😉
A więc da radę. Myślę jednak, że w przyszłości na dłuższe wędrówki wezmę lekki namiot. Jest bardziej komfortowy, niezależny od pogody i daje większe poczucie bezpieczeństwa.
Chcąc przejść GSB przygotuj się na błoto. Dużo błota.
Tak. Nawet jeśli ogólnie wydaje się sucho. O ile na początku błotne odcinki zdarzały się sporadycznie, to od Beskidu Niskiego w większości było same bagno. Plus podmokłe łąki, poranne rosy, pokonywanie potoków, a ponadto w niektórych miejscach nie trudno było pobłądzić. Nie wiem czy dało by radę przejść wszystko suchą stopą, ale dobrą opcją były by wodoodporne wysokie buty z lekkimi stuptutami.
W moim przypadku prawie codziennie rano wskakiwałem w mokre buty, kilka razy dziennie wyciskałem ze skarpet i wkładek litr wody i ze trzy razy wywinąłem orła w błocie.
Przyznam się, że pod koniec dwa błotne odcinki sobie odpuściłem i poszedłem obejściem, gdy stwierdziłem, że to nie będzie ujmą na honorze. Kilometrowo wyszło tak samo, a i tak musiałem przekraczać rzekę w bród. 4 razy.
Dostępność jedzenia i wody
Po drodze w miasteczkach i niektórych wsiach jest możliwość zrobienia zakupów w sklepach, a oprócz tego można się stołować w schroniskach i innych knajpkach.
Jeśli chodzi o wodę to jest podobnie i dodatkowo zdarzają się źródełka. A żeby czuć się pewniej i mieć częstszą możliwość uzupełniania wody polecam filtr i czerpanie bezpośrednio z rzeki.
Ciekawe miejsca w których można się zatrzymać, zjeść i zrobić zapasy wody są opisane w przewodniku.
Jak dbać o higienę podczas wypadu na dziko?
Prosto. Jest dużo rzek, potoków w których można się umyć i zrobić pranie- szarym mydłem by nie zaszkodzić środowisku. Żeby wysuszyć mokre ciuchy wystarczy je zawiesić na placak.
Bardzo przydatne są także chusteczki nawilżane, jeśli nie chce się za często wskakiwać do zimnej wody. Tyle.
Jak przeżyły to moje nogi?
Już od początku zwracałem szczególną uwagę na dbanie o moją siłę napędową- zdejmowanie butów na postojach, kremowanie, rozciąganie, ale mimo to jakoś od 4 dnia zaczęła dawać o sobie znać prawa kostka i mięsień w łydce. Ból był znośny i czasem ustawał, jednak ogólnie się nasilał.
Drobny kryzys dopadł mnie 10 dnia, gdzie ta zdrętwiała noga nieźle opuchnęła. I lewą też już czułem. Dłuższy postój i maść polepszyły sytuację, ale już do końca nogi ledwo mi się mieściły w butach, a ból raz ustawał, a raz nawracał. Gdy było trochę lepiej to oczywiście jakoś tak samo tempo mi się podkręcało, nie potrafię inaczej, hahah. I później musiało być cierpienie.
Końcowo kopyta dały radę, obyło się bez większych odcisków. Najbardziej odczuwałem okolice stawów skokowych od jednego zakresu ruchu i właśnie tą nieszczęsną prawą łydkę. Po wszystkim na regenerację starczyło kilka dni i znów można działać 😉 Co jak co, ale nogi nie mają ze mną łatwo.
Co działo się w mojej głowie
To była podróż w sensie fizycznym, ale i psychicznym, w głąb siebie. Z racji tego, że była to samotna wędrówka, a z telefonu praktycznie nie korzystałem (co dwa dni sms do rodziny i sprawdzenie pogody), było sporo czasu na przemyślenia i obserwacje.
Umysł działał różnie- raz analizowałem i planowałem, czasem puszczałem sobie w głowie jakąś piosenkę, zapętloną myśl, a także mogłem całkowicie wyłączyć myślenie i skupić się na czystej obserwacji lub tymczasowo zawiesić.
Często też miałem głębsze rozkminy na tematy egzystencjalne, z podświadomości wychodziły pewne uniwersalne prawdy dotyczące funkcjonowania rzeczywistości.
Uzmysłowiłem sobie dlaczego wyruszyłem w tą trasę- to chęć wzbogacenia się o takie nietuzinkowe doświadczenie oraz budowa charakteru i przekonań, że sobie w tym poradzę.
Było to niesamowite przeżycie, jednak nie czułem się naprawdę wolny. Z tyłu głowy zawsze miałem koniec szlaku jako cel, działałem bardziej w trybie "wyzwanie" niż "przygoda", a przez to nie potrafiłem się zatrzymać gdzieś na dłużej i trochę odpuścić. Dlatego przejście zajęło mi jedynie 13 dni. Ach, ta upartość w dążeniu do celu. To super przydatna cecha jeśli jest właściwie ukierunkowana, ale trzeba też umieć odpuszczać jeśli to konieczne.
Podsumowanie- porady przed wyruszeniem na GSB
- Zadbaj o przygotowanie, jakieś treningi, chociażby dłuższe spacery
- Pomyśl w jaki sposób chcesz nocować
- Weź ze sobą tylko naprawdę najpotrzebniejsze rzeczy
- Pamiętaj o kompasie, przewodniku z mapami i kijkach
- W górach nie zawsze jest zasięg
- Od początku dbaj o nogi- dobre buty, skarpety, krem, maść, zdejmowanie obuwia na postoju
- Przygotuj się na błoto
Czy warto?
Odpowiedz sobie sam. Na pewno taka przygoda wzbogaci Cię wewnętrznie i wzmocni charakter. No i jeśli się zdecydujesz to wierzę w Ciebie, bo można! A jeśli coś poważnego wypadnie i trzeba będzie przerwać wyprawę to nic to, są ważniejsze rzeczy. Szacun za próbę!
Szacun.. Mój mąż nie wierzy w te 14 dni 😉💪🌷
OdpowiedzUsuńJak widać to jest wykonalne, jednak trzeba iść praktycznie od samego rana do wieczora... I nie być do końca normalnym 😉 Pozdrawiam!🌿
Usuń